Świadkowie Jehowy w Surinamie – społeczność Świadków Jehowy w Surinamie licząca w 2021 roku 3354 głosicieli, należących do 56 zborów. Na dorocznej uroczystości Wieczerzy Pańskiej w 2021 roku zgromadziły się 11 003 osoby. Działalność miejscowych głosicieli koordynuje Biuro Oddziału w Paramaribo, gdzie znajduje się również Sala Zgromadzeń. W 1903 roku z Gujany Farmy Strażnicy – ośrodek produkujący żywność na potrzeby Towarzystwa Strażnica oraz jego główne centrum poligraficzne. Znajduje się w Wallkill w stanie Nowy Jork w Stanach Zjednoczonych. Kompleks składa się z największej na świecie drukarni należącej do Świadków Jehowy, kompleksu budynków biurowych i mieszkalnych oraz użytków rolno-hodowlanych. Znajdują się tu 26 lipca 2021, 15:33. 1. 26 lipca jest prowadzona w mediach akcja informacyjna na temat sytuacji byłych wyznawców, którzy z jakiś względów opuścili organizację Świadków Jehowy i wpadli w życiowe problemy. Akcja nazywa się Dniem Pamięci Ofiar Strażnicy, czyli osób skrzywdzonych przez organizację Świadków Jehowy. Świadkowie Jehowy w Somalii – niewielka wspólnota Świadków Jehowy w Somalii. Działalność religijna w kraju jest prowadzona nieoficjalnie i z tego względu szczegółowa liczebność członków wyznania nie jest podawana do wiadomości publicznej. Sprawozdanie z działalności w tym kraju dołączane jest do sprawozdania z krajów, gdzie działalność Świadków Jehowy jest Świadkowie Jehowy w Kazachstanie – społeczność wyznaniowa w Kazachstanie, należąca do ogólnoświatowej wspólnoty Świadków Jehowy, licząca w 2022 roku 17 259 głosicieli, należących do 232 zborów. Na dorocznej uroczystości Wieczerzy Pańskiej w 2022 roku zebrały się 30 324 osoby. Działalność miejscowych głosicieli oraz Świadków Jehowy w Tadżykistanie, Turkmenistanie i Centrum Kongresowe Świadków Jehowy w Sosnowcu – centrum umożliwiające przeprowadzanie kongresów oraz zgromadzeń obwodowych Świadków Jehowy. Znajduje się w sosnowieckiej dzielnicy Niwka przy ul. Mikołajczyka 84 w województwie śląskim. Największy obiekt Świadków Jehowy w Polsce. Zostało zbudowane na zasadzie wolontariatu przez niepłatnych ochotników budowlanych Świadków . Kongres Świadków Jehowy w Szczecinie. Sebastian WołoszPowodem zjazdu był regionalny kongres Świadków Jehowy, który od piątku trwa w hali Azoty Arena w Szczecinie. Uczestniczy w nim ok. 5 tysięcy osób z całego regionu. Dziś punktem kulminacyjnym był chrzest w wodzie 30 nowych wyznawców. Kongres obywa się pod hasłem "Lojalnie trwajmy przy Jehowie". Przygotowano prawie pięćdziesiąt wydarzeń omawiających kwestię lojalności. Świadkowie Jehowy przygotowali 35 krótkich filmów, a także 2 filmy pełnometrażowe, które zostaną wyświetlone w sobotę i niedzielę. - Przygotowany program pomoże uczestnikom dostrzec jak okazywanie lojalności może przyczynić się do budowania silniejszych i bardziej zjednoczonych rodzin. Program sobotni przybliży czego o zachowywaniu lojalności w obliczu cierpień możemy nauczyć się z biblijnej księgi Hioba. Punktem kluczowym programu niedzielnego będzie wykład publiczny zatytułowany „Kiedy lojalna miłość zatriumfuje nad nienawiścią”. Tego dnia wyświetlony też zostanie porywający, pełnometrażowy film o królu Ezechiaszu, który „przylgnął do Jehowy”, gdy osaczyli go wrogowie - tłumaczą Szczęsny, rzecznik prasowy kongresu dodaje: „Głęboko wierzymy w to, że lojalność jest istotną częścią każdej zdrowej relacji. Program tegorocznego kongresu z pewnością pomoże wielu osobom zacieśnić więzy z przyjaciółmi, krewnymi, a przede wszystkim z Bogiem. Jesteśmy przekonani, że wszyscy obecni odniosą korzyści z programu - wolny. Świadkowie Jehowy zapraszają wszystkich — bez względu na wiek. Koszty związane z organizacją takich kongresów są w całości pokrywane z dobrowolnych na wyczyn Karola Bedorfa! Pomógł ofiarom wypadkuRowerkowe szaleństwo na Jasnych Błoniach [wideo, zdjęcia]Miss Euro 2016: Tak dziewczyny kibicują piłkarzom! Najładniejsze fanki na trybunach ME [ZDJĘCIA]Byli wychowywani bezstresowo, teraz leczą się psychiatrycznie 2. PZU Maraton Szczeciński za nami. Wygrali Paweł Kosek i Ew... Prawnicy przyznają, że brak opieki medycznej to wystarczający powód, aby ograniczyć władzę rodzicielską. Dziś w Sądzie Rejonowym w Inowrocławiu odbędzie się rozprawa przeciwko rodzicom, którzy odmówili szczepienia w pierwszej dobie po porodzie swojej, dziś 3,5-miesięcznej, córki. Sprawę zgłosił dyrektor przychodni, do której trafiła niewypełniona karta szczepień. – Od jakiegoś czasu można zauważyć zmianę podejścia do władzy rodzicielskiej. Nie jest traktowana jako świętość czy jako władza absolutna – przyznaje adwokat Agnieszka Swaczyna, specjalizująca się w prawie rodzinnym. Jej zdaniem mogłoby dojść do sytuacji, kiedy sąd ograniczyłby prawa rodzicielskie za brak szczepień. Podkreśla jednak, że każda taka sprawa to indywidualna decyzja. – Sędzia powinien mieć przekonanie, że brak szczepienia mógłby doprowadzić do narażenia życia lub zdrowia dziecka – tłumaczy. Każdy przypadek antyszczepionkowej rodziny jest indywidualny. – Jeżeli rodzicom udałoby się uzasadnić powody swoich obaw i odmowy szczepienia, wskazać na zagrożenie medyczne i w konsekwencji przekonać sędziego do swoich racji, sprawa nie musi się skończyć ograniczeniem władzy rodzicielskiej – mówi adwokat. Samo wszczęcie przez sąd sprawy z urzędu nie oznacza automatycznie orzeczenia ingerującego w prawa rodziców. Swaczyna przyznaje, że powody medyczne mogą stać się podstawą do ograniczenia władzy. Przypomina sprawę dziecka, które zmarło po tym, kiedy rodzice za radą znachora doprowadzili do zagłodzenia córki: rodzicom postawiono zarzuty karne. – Prawdopodobnie gdyby ktoś wcześniej zgłosił sprawę do sądu rodzinnego, w celu bezpośredniego ratowania życia prawa rodzicielskie zostałyby co najmniej ograniczone – mówi adwokat. Katarzyna Przyborowska, radca prawny, która zajmuje się sprawami medycznymi, przekonuje, że w przypadku braku szczepień sąd nie powinien tak daleko ingerować w prawa rodzicielskie. – Dziecko nie jest chore, nie ma bezpośredniego zagrożenia. Karą za niewypełnienie obowiązku są grzywny – dodaje prawniczka. – Jeżeli nawet rodzinie zostałaby narzucona opieka kuratora, to i tak nie miałby on prawa zaprowadzić dziecka na szczepienie, bo nie można podawać leku bez zgody opiekuna prawnego – mówi Przyborowska. Z jej doświadczenia wynika, że sąd może interweniować, jeżeli podejrzewa, że zagrożone jest zdrowie dziecka. Przyborowska prowadziła sprawę rodziny, w której sąd zdiagnozował u matki przeniesiony syndrom Munchausena (wywoływanie choroby w celu skupienia na sobie uwagi otoczenia). Kobieta wzywała bezzasadnie karetkę, wyolbrzymiając objawy choroby dziecka, co powodowało niebezpieczne dla niego badania i leczenie. – Sąd objął rodzinę opieką kuratora oraz pomocą psychologiczną – mówi Przyborowska. Obie prawniczki wskazują, że istnieją już procedury, które mogą stosować szpitale, jeżeli chcą wdrożyć leczenie ratujące życie, gdy nie ma zgody rodziców. Choćby przetaczanie krwi (na które nie zgadzają się na przykład świadkowie Jehowy) czy zabieg operacyjny. Wówczas zgodę – w zastępstwie rodziców – wydaje sąd. Według inspektorów sanitarnych dyrektor inowrocławskiej przychodni – który zawiadomił sąd – przekroczył uprawnienia. Powinien był najpierw poinformować sanepid. – Inspektorzy, mając wiedzę o rodzinach, które uchylają się od szczepienia swoich dzieci, podejmują działania edukacyjne. Dopiero gdy to nie przynosi efektów, wnioskują do wojewody o ukaranie ich mandatem. A jeśli istnieje zagrożenie epidemiologiczne, mogą wnioskować o rozpatrzenie sprawy przez sąd – tłumaczy Joanna Narożniak z Państwowego Wojewódzkiego Inspektoratu Sanitarnego w Warszawie. Dodaje, że powody nieszczepienia inowrocławskiego dziecka, na które powołali się rodzice, wydają się zasadne. Mama tłumaczyła, że rodziła chora, jej starsza córka miała w tym czasie zapalenie oskrzeli, w związku z czym obawiała się, że młodsza też może mieć problemy ze zdrowiem. – Pytanie tylko, dlaczego potem nie zaszczepiła dziewczynki – dodaje Joanna Narożniak. Sprawa z Inowrocławia nie jest pierwszym przypadkiem w Polsce, kiedy głos w kwestii zdrowia dziecka i władzy rodzicielskiej zabiera sąd. Podobna miała miejsce cztery lata temu w Pile. – Do sądu rejonowego wpłynęły trzy wnioski od państwowego inspektora sanitarnego dotyczące rodziców, którzy odmówili szczepień. Po przeprowadzeniu wywiadów przez kuratora sprawa została wszczęta tylko w jednym przypadku. W trakcie rozprawy sędzia uznał jednak, iż nie ma przesłanek do tego, by ukarać rodziców ograniczeniem ich władzy nad małoletnim – komentuje przypadek Agnieszka Weichert-Urban z biura prasowego Sądu Okręgowego w Poznaniu. >>> Czytaj też: Dziecko bez obowiązkowych szczepień nie pojedzie na kolonie? Problem narasta Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję Ruch antyszczepionkowy wcale nie narodził się w obecnych czasach. Istniał właściwie od początku procesu uodparniania ludzi przez podanie im w szczepionkach celowo osłabionych bakterii czy wirusów. Przez lata nie brak było protestów i twierdzeń, jak bardzo jest to niebezpieczny i szkodliwy współczesny nie potrafi wyobrazić sobie czasów, w których różne zarazy pochłaniały życie tysięcy ludzi. Strach przed dżumą, trądem czy cholerą towarzyszył ludziom przez tysiąclecia. Rekordzistka, grypa hiszpanka, już w naszych czasach doprowadziła kilkadziesiąt milionów ludzi do śmierci, pozostawiając pod względem liczby ofiar daleko w tyle I woj-nę światową! Ówczesny świat pełen był ludzi zeszpeconych ospą i trądem, kalek po przebyciu polio, ludzi wyniszczonych cholerą czy tyfusem. Przełomowe okazały się eksperymenty angielskiego lekarza Edwarda Jennera pod koniec XVIII wieku, który wynalazł szczepionkę przeciwko ospie, wstrzykując zdrowemu człowiekowi ropę z pęcherza osoby chorej na tzw. ospę krowią. Poskutkowało. W czasie epidemii zaszczepiony nie zachorował. Próby zastosowania podobnej metody w walce z dżumą okazały się jednak tragiczne w skutkach. Ostatnia dekada XIX stulecia zaowocowała wynalezieniem szczepionek przeciwko błonicy, tężcowi i cholerze, a początek XX wieku - durowi i gruźlicy. Najpóźniej, bo dopiero na początku lat 60. ub. wieku, uzyskano skuteczną szczepionkę przeciwko polio, czyli chorobie przeciwospowe szybko upowszechniły się na świecie. Na ziemiach polskich pod zaborem pruskim wprowadzono je już w 1801 roku. W lipcu tego roku w Bydgoszczy zaszczepiono 20 dzieci. Rok później - 60 młodych bydgoszczan. Do 1831 roku mniej więcej połowa mieszkańców powiatu bydgoskiego była już zaszczepiona. Za te zabiegi płacił pruski skarb państwa. Skutki były przekonujące. W latach 80. ub. wieku w Bydgoszczy nie zanotowano już ani jednego przypadku tej groźnej dotąd choroby!„Haniebny obłęd”Pomimo tego w 1903 roku ukazała się w Krakowie książka ks. Wincentego Pixa, spowiednika z kościoła Mariackiego - „O krzyczącej niedorzeczności i strasznej szkodliwości szczepienia ospy”. Rok później wydano ją również po polsku w Berlinie dla mieszkańców zaboru pruskiego. Ksiądz Pix twierdził, że szczepienie jest „zabobonem i haniebnym straszliwym obłędem”. Dowodził, że „dzieci wskutek szczepienia mniej lub więcej chorują, niektóre przedwcześnie w boleściach umierają lub długie lata w charłactwie mizernieją, w czasie zaś epidemii ospowej pierwej i mocniej niżeli inne nieszczepione osoby zapadają na ospę (…) Z ogromnej liczby rozmaitych chorób powstających ze szczepienia ospy wymienić należy weneryzm (...) gruźlicę, odrę (żarnicę), zołzy, suchoty płuc, cholerę i raka. Również powszechne, niestety, u młodzieży szkolnej zepsucie moralne (onanizm) wedle opinii lekarzy (Burnette, Wolf itd.) ma swoją przyczynę często w szczepieniu ospy”. Ksiądz Pix straszył lekarzy, iż Stwórca, który ustanowił prawa przyrody, takiej zniewagi, jak zaprzeczanie im w postaci szczepień, nie puści płazem. Podobnie wywodził, że szczepienia sprzeciwiają się ewangelii, podkreślał, że jako niegodziwą interwencję w wolę bożą potępiali je też XIX-wieczni obowiązkowe ospy kontynuowano także w Polsce w międzywojniu. Każdego roku w miastach wywieszano stosowne obwieszczenia, kto podlega obowiązkowi i kiedy odbędą się szczepienia. Na wsiach często komunikaty odczytywano z ambon kościelnych. Udziału w szczepieniach pilnowała policja, za uchylanie się groziły wysokie kary. Szczepiono masowo w różnych miejscach, w w szkołach, w restauracjach, w większych salach w mieście. Inne szczepienia organizowano tylko doraźnie. W 1921 roku np. w Toruniu poinformowano o możliwości zaszczepienia się przeciwko czerwonce. W tym celu należało zgłosić się do sali nr 21 w ratuszu. Zabieg był odpłatny, ale zachęcano do niego twierdzeniem, że cena jest przystępna. W latach 30. na Pomorzu i Kujawach okazjonalnie szczepiono dzieci przeciwko szkarlatynie, błonicy oraz gruźlicy. w 1931 roku w obawie przed epidemią błonicy, szczepienia bezpłatne dla dzieci zarządził prezydent tym samym czasie w dalszym ciągu działał ruch antyszczepionkowy, wynikający głównie ze zwykłej niewiedzy, plotek czy światopoglądu. Należeli do niego członkowie sekt, np. Świadkowie „pomagała” milicjaRadykalnie zmieniła się sytuacja w czasach PRL-u. Wprowadzono kalendarz obowiązkowych szczepień, a w ustroju totalitarnym udało się objąć nimi praktycznie całą populację. Od 1946 roku szczepiono ponownie przeciwko ospie, od 1947 - durowi brzusznemu, od 1954 - błonicy, 1955 - gruźlicy, od 1960 - przeciwko polio, tężcowi, Należałem do pokolenia, które musiało zaliczyć wszystkie szczepienia w dzieciństwie - wspomina Grzegorz Malinowski z Torunia. - Większość szczepień przyjmowaliśmy w szkole, w stołówce zamienionej tego dnia w wielki gabinet zabiegowy. Baliśmy się okropnie, w kolejce oczekujących powszechny był paniczny strach. Kolega nie wytrzymał i uciekł. Dostał potem w domu lanie i musiał iść się zaszczepić do przychodni. Byliśmy też straszeni, że jeśli nie damy się zaszczepić, to przyjdzie po nas do domu milicja. I rzeczywiście tak było, po kolegę wagarowicza mundurowi musieli pójść do domu, dopiero wtedy rodzicie dowiedzieli się, że nie chodzi od jakiegoś czasu do wspomina Malinowski, sposoby szczepień różniły się od siebie znacząco. - Na ospę szczepiono w prawe ramię, wysoko, specjalnym urządzeniem z igłą, które bolało, a zostawiało potem bardzo trwałą bliznę - charakterystyczne zagłębienie w skórze, u każdego był inny kształt. Z westchnieniem ulgi wiązały się tzw. próby tuberkulinowe przeciwko gruźlicy, przyklejano wówczas na przedramię plaster, a po paru dniach sprawdzano, czy skóra pod nim zaczerwieniła się, czy nie. Kto nie miał rumieńca, szedł na dodatkowe szczepienie. Często po zastrzyku mieliśmy opuchnięte i obolałe ramiona, gorączkowaliśmy. Największą radość sprawiło mi szczepienie przeciwko chorobie Heinego-Medina. Szliśmy w strachu, że znów będzie kłucie igłą, a okazało się, że tym razem szczepionka będzie do wypicia. Każdy dostał fiolkę słodkawego obowiązkowe szczepienia bez cienia wątpliwości ocaliły życie ogromnej rzeszy ludzi. Co ciekawe, masowe szczepienia przeciwko chorobie Heinego-Medina na szeroką skalę zastosowano wcześniej w ZSRR i krajach socjalistycznych niż na Zachodzie i zdały doskonale egzamin. Ruchy antyszczepionkowe w Polsce ożyły w latach 90. Były one i są nadal efektem przemian demokratycznych w naszym kraju, ożywiających społeczną dyskusję, ale także wyrazem zupełnego dziś braku lęku przed chorobami, które zostały dzięki szczepieniom ofertyMateriały promocyjne partnera Powiat Na szczepienie przeciwko COVID-19 mogą zapisywać się coraz młodsze osoby. Plany, co rusz ogłaszane w telewizji, brzmią ambitnie i doniośle. Tymczasem do naszej redakcji dzwonią seniorzy z grupy 70+, którzy nadal nie mieli okazji przyjąć pierwszej dawki preparatu. Szczepienia na koronawirusa to temat, który rozgrzewa nasze społeczeństwo od stycznia. Z oczywistych względów najbardziej są nimi zainteresowani seniorzy. Pomimo upływu kolejnych tygodni, część z nich nadal jednak nie miała okazji przyjąć nawet pierwszej dawki preparatu. Ich niepokój pogłębia fakt, że udaje się to osobom od nich młodszym. – Mam 69 lata i dostałem już pierwszą dawkę szczepionki. Moja teściowa kończy zaś w tym roku 80 lat i ciągle przekładają jej termin szczepienia. W takim tempie prędzej zachoruje niż doczeka się na swoją kolej – z takim problemem zadzwonił do nas w poniedziałek jeden z mieszkańców Jaroszowca. Takich historii jest więcej. Ile mam jeszcze czekać? – Zapisałam się na szczepienie w połowie stycznia. Moje zgłoszenie trafiło do zeszytu. Od Pani z przychodni usłyszałam, że jak przyjdzie moja kolej, to do mnie zadzwoni z propozycją terminu. Mijały tygodnie i nikt się nie odzywał. Próbowałam się z nimi skontaktować, ale niewiele z tego wychodziło. Kiedy w marcu mój znajmy, który ma 67 lat, pochwalił się, że jest już po szczepieniu, to zalała mnie krew – relacjonuje pani Maria, mieszkanka Olkusza. – Udałam się osobiście do przychodni, gdzie usłyszałam, że nadal szczepieni są 80-latkowie. Osoby młodsze mogą zaś przyjąć preparat AstraZeneca. Ja powinnam zaś uzbroić się w cierpliwość. Wróciłam do domu i zaczęłam dzwonić po okolicznych ośrodkach zdrowia. W ościennej miejscowości udało mi się bez problemu umówić termin szczepienia – opowiada nasza rozmówczyni. Nierówne proporcje Za trudności w realizacji programu szczepień odpowiadają w głównej mierze ograniczone dostawy preparatów do naszego kraju. Nie wszystko jednak można zrzucić na barki farmaceutycznych koncernów. Jak opisywaliśmy już wcześniej na naszych łamach, ilość szczepień w stosunku do ogólnej liczby mieszkańców poszczególnych powiatów przedstawia się różnie. Co gorsza, żadna z instytucji, do której się zwróciliśmy z prośbą o wyjaśnienia w tej kwestii, nie potrafiła udzielić nam rzeczowej odpowiedzi. Z danych, opublikowanych przez Ministerstwo Zdrowia wynika, że na dzień r. ogólna ilość szczepień w powiecie olkuskim, liczącym 112,5 tys. mieszkańców, wynosiła 15 412. Liczba ta uwzględnia 3880 osób, które przyjęło już dwie dawki preparatu. Dla porównania – w powiecie miechowskim, który zamieszkuje nieco ponad 49 tys. osób, odbyło się 15 212 szczepień (w tym 4189 drugą dawką). Otwarte zapisy dla kolejnych roczników Zgodnie z ogłoszonym niedawno harmonogramem, od 12 kwietnia codziennie uruchamiane są zapisy na szczepienia dla kolejnych roczników, począwszy od rocznika 1962. Proces ten potrwać ma do 24 kwietnia, kiedy zapisywać się będzie mógł rocznik 1973. A co z osobami urodzonymi w latach 40., które czekają od stycznia? – Ludzie powyżej 70. roku życia powinny otrzymywać preparaty firm Pfizer i Moderna. Dostęp do nich był przez pewien czas mocno ograniczony. Teraz już jest lepiej, ale wciąż nadrabiamy zaległości – słyszymy w jednej z okolicznych przychodni. Dowiadujemy się również, skąd brały się przypadki podawania szczepionki młodszym mieszkańcom. – Osoby takie mogą przyjmować produkt firmy AstraZeneca. Nie wszyscy chcą jednak skorzystać z takiej możliwości. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Z dnia na dzień na ich miejsce „wskakują” inni – tłumaczy Pani z obsługi w punkcie szczepień. Co w takiej sytuacji mają robić seniorzy? – Jeżeli w pobliskim punkcie szczepień kolejka jest zbyt długa, mogą na własną rękę próbować się zapisać w innym miejscu. Co prawda wymaga to cierpliwości i determinacji, ale obecnie jest to jedyna alternatywa dla czekania na telefon z rodzinnej przychodni. Czy wraz z rozpoczęciem szczepień przeciwko COVID-19 w Australii, pracodawcy zaczynają się dopytywać o możliwość zobowiązania swoich pracowników do szczepień? Najprawdopodobniej prosta odpowiedź brzmi „ogólnie rzecz biorąc, nie” (chociaż nie zostało to jeszcze sprawdzone w sądach). Jednak w przypadku niektórych pracodawców, którzy świadczą usługi dla tej części społeczeństwa, która podatna jest na zarażenie, odpowiedź będzie prawdopodobnie brzmiała „tak” dla większości ich siły roboczej. Chociaż zasady, którymi będą się kierować sądy w celu rozstrzygnięcia tej kwestii, są dobrze znane, niestety brak dostępnych danych naukowych na temat skutków szczepionek COVID-19 oznacza, że możliwość nakazania pracownikom przyjęcia szczepionki jest nieoczywista i uzależniona od środowiska pracy danego pracodawcy. Przyjmuję również, że odpowiedź na to pytanie będzie ewoluować w ciągu nadchodzącego roku, kiedy będziemy dysponować nieco szerszą wiedzą na temat działań klinicznych szczepionki. Kiedy pracodawca może wydawać pracownikowi polecenie zaszczepienia się? Australijskie prawo umów od dziesięcioleci uznaje, że pracodawcy mają prawo do wydawania poleceń pracownikom, pod warunkiem, że są one zgodne z prawem i rozsądne. O tym, czy polecenie jest zgodny z prawem, często decyduje fakt, że nie narusza ono żadnych warunków umowy o pracę, regulacji branżowych lub powszechnego prawa pracy. To, czy polecenie poddania się szczepieniu można uznać za rozsądne, uzależnione jest od okoliczności każdego przypadku i uwzględnia szereg czynników, w tym charakter zatrudnienia, ustalone zwyczaje i praktyki w miejscu pracy, praktykę handlową lub branżową, warunki środowiskowe, kontrakty przemysłowe oraz wpływ wydanego polecenia na konkretnego pracownika, a także na działalność zakładu pracy jako całości. Sądy i trybunały uznały zdolność pracodawcy do wydawania nakazów, jeśli są one niezbędne do wypełnienia obowiązków pracodawcy wynikających z przepisów dotyczących bezpieczeństwa i higieny pracy. Podstawowym argumentem przywoływanym przez pracodawcę w odniesieniu do szczepionki COVID-19, jest scenariusz, w którym, aby wypełnić swoje ogólne obowiązki w zakresie zapewnienia, na ile to możliwe, zdrowia i bezpieczeństwa pracowników, pracownicy muszą zostać zaszczepieni w celu ochrony pozostałych osób przebywających w miejscu pracy. Brzmi dość prosto, ale wcale tak nie jest! Jak działają szczepionki COVID-19? Aby skutecznie przyznać pracodawcom prawo kierowania pracowników do przymusowych szczepień przeciwko COVID-19, wymagana jest dobra znajomość tego, jak te szczepionki działają. Na obecnym etapie wiedzy o dostępnych preparatach, przyjmujemy, że poddanie się przymusowym szczepieniom w miejscu pracy zapobiegnie zarażeniu się przez większość pracowników. Przyjmujemy tak, ponieważ zarówno szczepionki Pfizer, jak i Moderna poinformowały, że ich skuteczność w zapobieganiu objawom choroby wśród uczestników badania wynosiła ponad 90% [1][2], podczas gdy skuteczność szczepionki AstraZeneca wynosiła około 70% [[3]]. Zachwycając się tą statystką, proszę jednak pamiętać, że nie wykonano testów Pfizera i Moderny w przypadku niektórych grup mniejszościowych. W przypadku niektórych grup nie ma dowodów na jakąkolwiek skuteczność szczepionki. Przykładowo, do badań nie włączono kobiet w ciąży, co oznacza, że nie ma danych na temat wpływu szczepionki na tę grupę. Brak jest również danych dotyczących wpływu szczepionki na karmienie piersią lub niemowlęta karmione piersią przez zaszczepione matki. W tym momencie skupmy się jednak na pytaniu, czy szczepionki w ogóle powstrzymują transmisję wirusa SARS-CoV-2. To, że szczepionki pomagają zapobiegać zarażeniu się chorobą COVID-19, jest bowiem jedną sprawą, a to, czy powstrzymują przenoszenie wirusa znanego jako SARS-CoV-2 na innych członków społeczeństwa, to już zupełnie inna kwestia. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (The US Food and Drug Administration) na swojej stronie internetowej tak wypowiada się w tej kwestii: Większość szczepionek chroniących przed chorobami wirusowymi ogranicza również przenoszenie wirusa wywołującego chorobę przez osoby zaszczepione. Chociaż mamy nadzieję, że tak się stanie, społeczność naukowa nie wie jeszcze, czy szczepionka Pfizer-BioNTech COVID-19 ograniczy taką transmisję [[4]]. Światowa Organizacja Zdrowia również potwierdza brak danych co do tego, czy szczepionki powstrzymują transmisję wirusa na osoby postronne. [[5]]. Powodem, dla którego nie możemy odpowiedzieć na pytanie czy osoba zaszczepiona jest bezpieczna dla reszty społeczeństwa, jest fakt, że w badaniach Pfizer, Moderna i AstraZeneca śledzono jedynie zdolność szczepionek do zmniejszania objawów COVID-19, gdy dana osoba jest zarażona. Nie badano natomiast, czy szczepionki zapobiegają przenoszeniu się wirusa. Wybitni australijscy eksperci ds. szczepionek i immunologii zarówno z RMIT, jak i UQ stwierdzili, że zaszczepione osoby wciąż mogą być nosicielami i przenosić wirus na inne osoby bez zarażenia się nim samodzielnie.[6]. Eksperci spekulują jednak, że przyjęcie szczepionki „powinno również, miejmy nadzieję, zmniejszyć miano wirusa u ludzi”, a tym samym zmniejszyć prawdopodobieństwo usunięcia wirusa z organizmu i zakażenia kogoś innego Abstrahując od domysłów i rachunku prawdopodobieństwa, faktyczny wpływ szczepionki na wskaźniki zakażeń jest po prostu nieznany. Czy w związku z tym pracodawca może wymagać od pracownika okazaniem się szczepieniem przed podjęciem obowiązków pracowniczych? Teoretycznie, pracodawca, który jest w stanie udowodnić sądowi, że przyjęcie szczepionki przez pracownika pozwoli pracodawcy na stworzenie bezpiecznego środowiska pracy dla reszty załogi (z wyjątkiem grup, które nie zostały objęte badaniami szczepionek np. kobiety w ciąży), dostanie od sądu zielone światło do wydania pracownikom polecenia szczepień. Jednak, ponieważ nie można obecnie definitywnie ustalić, czy szczepionka zapobiegnie lub ograniczy przenoszenie wirusa SARS-CoV-2 w miejscu pracy, jest mało prawdopodobne, aby sama indywidualna korzyść zdrowotna pracownika wynikająca ze szczepionki stanowiła wystarczającą podstawę, aby zobowiązać go do poddania się szczepieniu. Taki nakaz nie różniłby się od wydania pracownikom zakazu palenia podczas przerw, nadmiernego picia lub rekreacyjnego zażywania narkotyków w domu, gdy nie ma dostrzegalnego przełożenia tych działań na środowisko pracy. Żadne z tych zarządzeń nie mogłoby normalnie zostać wydane na podstawie istniejących przepisów dotyczących bezpieczeństwa i higieny miejsca pracy. Aby ustalić rozsądną podstawę do kierowania pracowników na szczepienia, pracodawcy musieliby wykazać, że istnieje realna perspektywa korzyści w zakresie bezpieczeństwa dla innych osób, które mają kontakt z miejscem pracy, niezależnie od tego, czy są to inni pracownicy, czy klienci. A co z branżami narażonymi na kontakt z osobami wysokiego ryzyka? Scenariusz może być inny w branżach usługowych takich jak opieka nad osobami starszymi, usługi zdrowotne lub usługi dla osób niepełnosprawnych. Znacznie wyższe ryzyko, na jakie narażeni są słabsi członkowie społeczeństwa w przypadku zetknięcia się z SARS-CoV-2 prawdopodobnie uzasadnia ostrożniejsze podejście pracodawców do tematu i wzbudzi większe zaniepokojenie ze strony sądów. Bardziej prawdopodobne jest, że sądy i trybunały uznają nakaz przyjęcia szczepionki za zgodny z prawem i rozsądny w przypadku, gdy nadrzędnym dobrem i celem jest wzmożona ochrona słabszych członków społeczeństwa, nawet jeśli prawdopodobieństwo, że szczepionka zmniejszy wskaźniki zakażeń, jest niepewne (zgodnie z obecnym stanem wiedzy). A co z pracownikami, którzy z różnych powodów nie mogą się zaszczepić? Niektórzy pracownicy mogą nie być w stanie lub nie chcieć zaszczepić się z powodu wyższego ryzyka związanego z podaniem im szczepionki, lub z powodu ich przekonań religijnych (np. pracownicy niepełnosprawni/pracownicy w podeszłym wieku lub świadkowie Jehowy, gdzie szczepienia są niedozwolone ze względu na wiarę). Nałożenie na tych pracowników obowiązku szczepienia może skutkować postępowaniami odszkodowawczymi z tytułu „pośredniej dyskryminacji” na podstawie ustawy o dyskryminacji ze względu na wiek z 2004 r., ustawy o dyskryminacji osób niepełnosprawnych z 1992 r. lub ustawy o dyskryminacji rasowej z 1975 r. To, czy pracodawca dopuści się bezprawnej dyskryminacji pośredniej, będzie w szczególności zależeć od tego, czy: pracownicy o specyficznych atrybutach są w mniejszym stopniu zdolni do spełnienia obowiązku szczepienia niż pozostała część populacji; czy nałożony wymóg jest uzasadniony w danych okolicznościach. Przed ukaraniem jakiegokolwiek pracownika tej kategorii pracodawcy powinni zasięgnąć porady prawnej dotyczącej ich sytuacji. Jak podkreślono wcześniej, pewne grupy nie brały udziału w przyspieszonych badaniach klinicznych. (np. kobiety w ciąży). W związku z tym, abstrahując od jakichkolwiek innych przesłanek, niektóre osoby mogą mieć uzasadnione podstawy do odmowy poddania się szczepieniu, niezależnie od środowiska pracy, w którym się znajdują. Zarządzenie dotyczące zdrowia publicznego - łatwiejsze wyjście? Osobiście, obligatoryjne szczepienia dla ogółu społeczeństwa na podstawie zarządzeń dotyczących zdrowia publicznego, są dla mnie tematem kontrowersyjnych, ponieważ ocierają się o kwestię praw osobistych jednostki oraz jej wolności. Jeśli natomiast poruszamy się wciąż w przedmiocie obowiązkowego szczepienia pracownika, na pewno prostszym sposobem dla pracodawcy na osiągnięcie pożądanego rezultatu tj. zaszczepionej załogi, byłoby rządowe zarządzenie w sprawie zdrowia publicznego wymagające szczepień przed rozpoczęciem pracy u określonych pracodawców. Tego typu podejście zostało przyjęte przez stan Wiktoria w odniesieniu do pracowników służby zdrowia przyjmujących szczepionki przeciw grypie w 2020 roku. Jest możliwe, że rządy stanowe mogłyby uregulować tę kwestię, zwłaszcza jeśli wczesne spory dotyczące szczepień COVID-19 nie zostaną rozstrzygnięte na korzyść pracodawców, którzy chcą zapewnić bezpieczniejsze miejsca pracy. Czy polecam szczepionkę pracownikom? Sugeruję przyjęcie takiego samego podejścia, jakie obecnie stosuje się w przypadku np. szczepionki przeciw grypie. Większość pracodawców zachęca pracowników, aby zaszczepili się w ramach programów opieki społecznej. To samo powinno mieć zastosowanie wobec szczepień przeciwko COVID-19. [1] [2] [3] [4] [5] [6]

świadkowie jehowy a szczepienia